ZASADY RZĄDZĄCE ŚWIATEM






ZASADY RZĄDZĄCE ŚWIATEM cz.II

Wczoraj oglądaliśmy z mężem program naukowy o Bogu, wierze, ateistach i prawach fizyki. Jedni twierdzili, że za całym wszechświatem (lub wszechświatami) na pewno stoi jakaś istota wyższa, Stwórca. Innym natomiast koncepcja jakiegoś Boga nie była potrzebna kompletnie do niczego. Mówili również o tym, że konflikt pomiędzy chrześcijaństwem a teorią ewolucji jest sztuczny, że tak naprawdę to się w ogóle nie kłóci między sobą i nie wyklucza. To, co najbardziej zaciekawiło mnie, to ich stwierdzenie, że świat jest stworzony i działa na pewnych zasadach, a ich odkrycie powinno być najlepszą rzeczą, jaka przytrafi się człowiekowi. Czy zasady, które co chwile przychodzą mi do głowy to te, o których mówili naukowcy w programie? Musiałabym skłamać mówiąc, że nie mam takiej nadziei... ;).

ZWARZONA ŚMIETANA

Domyślacie się, co wspólnego ma wychowanie zbuntowanego nastolatka do wlewania śmietany do zupy? No właśnie, wydawać by się mogło, że kompletnie nic, a moim zdaniem bardzo wiele. Opiszę najpierw kwestię śmietany. Zakładając, że większość ludzi ma przyjemność z jedzenia zupy bez grudek (tj. szumowiny, zwarzonej śmietany lub innych pływających farfocli) musimy wiedzieć, że w żadnym wypadku nie wolno wlać bezpośrednio zimnej śmietany do wrzącej zupy. Od lat matki przekazują nam tajemną wiedzę, aby przelać odpowiednią ilość śmietany do szklanki a następnie powoli, łyżkami wlewać do niej stopniowo gorącą zupę. Gdy już zmieszamy dwie temperatury i śmietana będzie przynajmniej ciepła, możemy wlać ją do gorącej (ale lepiej nie wrzącej) zupy. W tym momencie możemy spodziewać się gładkiej i niczym niezakłóconej zupy pomidorowej, ogórkowej, czy jeszcze innej, zabielanej śmietaną. Dla jasności - zwarzona śmietana, to takie kulki/grudki, które pływają sobie po powierzchni i ani nie wyglądają ani nie smakują dobrze. Jak to się ma do zbuntowanego nastolatka? Wydaje mi się, że działa tu podobna zasada. 

Pamiętam, jak znajomy w wieku ok 15 lat zaczął palić, przeklinać, źle się uczyć i przestawał słuchać rodziców. Im się to oczywiście nie podobało, bo wynikało z tego wiele problemów i nieprzyjemności. Problem w tym, że rozmawiali z nim z pozycji "dobrych, ułożonych, idealnych i spełnionych dorosłych". Żaden z rodziców ani razu nie przyznał się, że w młodości również miał różne przeboje (ojciec chłopca miał nawet nieślubne dziecko w młodym wieku, o czym jak to często bywa, syn nie miał długo żadnego pojęcia). Rodzice, rozmawiając z dzieckiem tylko o tym, jak bardzo źle się zachowuje i jak bardzo złe będzie to miało skutki, nie nawiązując kompletnie do swojej historii, wniosków i błędów zachowują się tak, jak młoda gospodyni, która wlewa do gorącej zupy (= ci dobrzy rodzice)zimną śmietanę (= zbuntowany nastolatek). Nic dziwnego, że kurczy się on i zamyka w sobie zupełnie jak ta śmietana, nie smakując ostatecznie prawie nikomu. Domyślam się jako rodzic, że takie rozmawianie z dzieckiem z piedestału wynika z obawy, że jeśli dziecko za dużo dowie się o naszych błędach, zbuntowaniach i "złych" uczynkach, to prędzej lub później zrobi to samo lub nawet gorzej. Jest taka opcja, ale z moich obserwacji wynika, że dzieciaki o wiele lżej przechodzą okres buntu, gdy rodzice mądrze mówią o swoim życiu. Kiedy powiedzą, co przyjemnego i co nieprzyjemnego wynikało dla nich, a co dla otoczenia w momencie, gdy "błądzili/dojrzewali". Każdy jest odpowiedzialny za swoje życie i wybory, fajnie jeśli rodzice potrafią dziecku pozwolić myśleć i działać samodzielnie, będąc zawsze w pobliżu w razie potrzeby.

A propos buntu i miłości rodziców do dziecka, polecam mega wywiad z Agnieszką Chylińską:

https://youtu.be/qlAa9Ocf1UI


KOŚCIÓŁ - FAJNE ASPEKTY

Ostatnio zauważam bardzo ciekawe zjawisko. Otóż gdy powiem komuś, że straciłam wiarę, to automatycznie myśli, że w Boga/Stwórcę. Mało kto wpada na pomysł, że może chodzić tylko o rzekome zmartwychwstanie Jezusa i kogokolwiek po nim. Myślę, że zarówno uwierzenie w jakąkolwiek religię jest aktem pewnej łaski, jak i utrata wiary - jest aktem łaski. Przejrzenia na oczy, spojrzenia na coś z innej perspektywy, dotąd nieznanej. Dlatego tak duża grupa ludzi mówi, że jest wierząca, choć niepraktykująca. Myślę, że to ma głęboki sens, bo oni w przeciwieństwie do mnie, nadal wierzą w akcję pod tytułem: Jezus umarł a potem jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, wbrew logice i wbrew ustalonym przez Stwórce prawom natury, wystrzelił do stratosfery, aby ostatecznie siąść na tronie jakoś pomiędzy Marsem a Jowiszem, oczywiście żeby mieć dobry widok na tych strasznych i grzeszących ludzi... ;) Tak myślicie? Głęboko wątpię, by choć 5% ludzkości zastanawiało się głębiej nad powyższym zdarzeniem, nie wspominając już o rozkmince na temat życia wiecznego lub potępienia w piekle. Ale wracając do meritum, ja choć wierząca już nie jestem, to UWAGA - jestem praktykująca! Jak to możliwe? Otóż religia, w której przyszło mi się wychować stoi po jasnej stronie mocy. Co to dla mnie znaczy? Tyle, że nauka, na której bazuje - jeśli weźmie się ją na 90% serio - daje nam w okresie spokoju, braku wojny i skrajnych warunków do przetrwania - bardzo dobre wskazówki do tego, aby żyć dobrze ze sobą i innymi ludźmi. Podstawą jest miłość (zwał jak zwał, coraz częściej słyszę, że nie ma takiego jednego uczucia jak MIŁOŚĆ. Przy okazji polecam film Marka Koterskiego "7 uczuć" https://www.filmweb.pl/film/7+uczu%C4%87-2018-810503, w którym psycholog na koniec wyjaśnia, że ktoś czuje się kochany, jeśli:
a) czuje się bezpiecznie,
b) czuje się pożądany,
c) czuje, że może w danej relacji rozwijać skrzydła.)
Przyjemne uczucia, prawda? Ale myślę, że jeśli odczuwamy też lekką zazdrość, tęsknotę czy chwilowe mocniejsze poświęcenie się dla drugiej strony, to to też jest miłość... Wszystko w równowadze, będę powtarzać aż do znudzenia... :)


PORY ROKU TO ROZWÓJ CZŁOWIEKA względem...

Kolejna zasada, która ostatnio mnie olśniła przy okazji rozmowy z dziećmi to fakt, że pory roku, które wynikają z odległości od słońca/kąta padania, to nic innego jak rozwój człowieka w zależności od jego "słońca", czyli miłości rodziców... Czy to nie jest genialne :)? Spójrzcie

a) WIOSNA - dziecko się rodzi, potrzebuje chyba najwięcej miłości i opieki rodziców z całego swojego nadchodzącego życia, choć rodzice są na tyle młodzi, że sami uczą się dopiero jej dawania swoim potomkom. Człowiek zaczyna się rozwijać i jeśli wszystko idzie dobrze, to powolutku zaczyna stawać na własne nogi, które od tej pory będą je oddalać od rodziców, czyli słońca dającego pokarm miłości. W zależności od człowieka i jego opiekunów - myślę, że ta wiosna zazwyczaj trwa do związania się na stałe z partnerem.

b) LATO - jesteśmy już pod tak cudownym kątem względem słońca (miłości rodziców), że grzeją nas dobrze, mądrze i wystarczająco dużo, byśmy mogli myśleć o wydawaniu własnych owoców, czyli dzieci. To jest bardzo przyjemny czas, w którym i dawcy i biorcy powinni być najszczęśliwsi, spełnieni i mimo iż są już wobec siebie "pod innym kątem/w innej odległości", to wymiana miłości między nimi jest dość duża, zwłaszcza, że dzieci potrzebują pomocy rodziców przy wnukach, a dziadkowie na nowo mogą czuć się potrzebni na wielu płaszczyznach. Myślę, że czas lata kończy się, gdy widzimy, że w coraz większej ilości spraw i dziedzin, to nasze dzieci przejmują pałeczkę. Stają się latem dla swoich dzieci.

c) JESIEŃ - być może jest to czas, kiedy nasze Słońca, czyli rodzice powoli zaczynają gasnąć, chorować, tracą energię życiową i siłą rzeczy szykują się na zbliżającą się zimę. Mówi się, że jesień jest piękna, ma różne kolory. To prawda, wydaje mi się, że w relacjach jest to czas, kiedy choroby naszych rodziców ponownie zbliżają nas do siebie, choć już pod zupełnie innym kątem. Doświadczeni wiosną, latem i jesienią - zaczynamy postrzegać siebie na nowo, w innych barwach. Czujemy zbliżający się i nieuchronny koniec naszych grzejących i kochanych Słóńc, co zmusza nas do zachowań, jakich być może w życiu do tej pory nie doświadczyliśmy. 

d) ZIMA - to najmniej ciepła, najmniejsza odległość/kąt padania Słońca, myślę, że to czas, kiedy naszych rodziców/Słońc już nie ma wśród żywych. Pozostają jednak lekkie promyki słońca, które padają od czasu do czasu w postaci wspomnień w myślach, słowach, na zdjęciach lub filmach. Jest to również czas, kiedy możemy poświęcić więcej czasu, jeśli już sami jesteśmy w roli rodzica, czyli słońca swoich dzieci. 

To wszystko, co napisałam jest takim modelowym przykładem, ale jak wiadomo i w naturze i w życiu każdego człowieka - wszystko może nastąpić w zupełnie innej kolejności, co powoduje szybsze lub wolniejsze DOJRZEWANIE.

Na dziś to tyle, muszę zająć się swoimi Owocami :), ale byłoby mi bardzo miło gdyby ktokolwiek napisał maila potwierdzającego cokolwiek, o czym tu piszę lub choćby podważającego.

Nie ma nic gorszego niż pisanie bez jakiejkolwiek reakcji odbiorców :(. A robi się ich coraz więcej (powoli dobijam do 2 000 wyświetleń bloga i kilku wymienionych wiadomości prywatnych z bardzo ciekawymi osobami :)). Dziękuję!

Pozdrawiam, 
Generation Y 

Piszcie komentarze lub wiadomości na letmillennialsspeak@gmail.com

P.S.

Czy wiecie, że Ziemia, jako jedyna z planet układu słonecznego ma 1 duży księżyc (czyli naturalnego satelitę)? Daje mi to do myślenia. A mianowicie coraz bardziej przychylam się do tezy, że życie na ziemi powstało podobnie, jak powstaje ludzkie życie ( i ogólnie życie zwierząt).

Wyobraźcie sobie, że nasz Księżyc nagle się poruszył w kierunku Słońca. Gdyby powstał mu ogon, jaki powstaje gdy spadają gwiazdy, to przypominałby PLEMNIKA. Słońce przypomina mi JAJECZKO kobiety, do którego dąży jeden najsilniejszy plemnik.  Jeśli wszystko jest do siebie podobne, to może wyjaśnienia początków życia powinniśmy szukać w najprostszych przykładach?

Co, jeśli warunkiem powstania życia na jakiejkolwiek planecie jest TYLKO jeden duży, naturalny satelita? Koncepcja Słońca jako rodziców, którą opisałam powyżej troszkę by się zmieniła. Ojcem byłby Księżyc, a matką Słońce. Stąd powstało życie na Ziemi, z takiego zapatrzenia na małe ziarenko i duże jajo... A propos kobiety, czy wiecie, że każdy mężczyzna był najpierw KOBIETĄ w łonie swojej matki? Dowiedziałam się tego wczoraj od mojej supermądrej i oczytanej Przyjaciółki, chociaż sama podejrzewałam taką opcję już od dawna. Fajnie :). Genitalia kobiety przekształcają się w genitalia męskie...
Sami zobaczcie na: https://bit.ly/2RJR8SL 

Jeśli znacie angielski, to zobaczcie filmiki, w których naukowcy zastanawiają się, czy życie na ziemi byłoby w ogóle możliwe, gdyby nie wpływ księżyca:



A propos, podrzucam fajny dowcip od mojego kochanego Męża:

Płynie stado plemników jajowodem. Nagle jeden słabiutki, który płynie ostatni, krzyczy:
- Panowie, zdrada, jesteśmy w odbycie - wracajmy!
- I tak rodzą się geniusze.
Całe stado w tył zwrot, a ten płynąc dalej mruczy pod nosem:


P.S.

Powiem Wam, że chciałabym, aby ktoś mnie regularnie "bzykał oczami". Chodzi mi o to, że póki co z większością moich teksów uprawiam "gałkowy onanizm". Jest on bardzo przyjemny, ale ja chętnie podziele się swoimi myślami przelanymi na bloga z innymi. Z tymi, co myślą podobnie i z tymi, co całkiem inaczej. Zawsze można się czegoś nauczyć, bo onanizm na dłuższą metę jest podobno szkodliwy. Jednocześnie dziękuję wszystkim, którzy wytrwale "bzykają się" z moimi tekstami i w większości z tego stosunku są zadowoleni! Na pewno nie jest to łatwe zbliżenie. Ba, to w większości jest sado-maso okraszone nutką romantyzmu. Tym bardziej - doceniam!

Ostatni miesiąc przyniósł mi ponad 1000 wyświetleń (stety bądź nie, głównie post związany z lekami na pryszcze), ale idzie ku lepszemu. W przeciągu roku moje "pozablogowe" wypociny i ryciny zostały docenione zarówno w postaci drukowanej książki jak i na łamach jednego z większych polskich tygodników. Szał ciał, kasę mam dzięki cudownemu i pracowitemu Mężowi, więc głównie zależy mi na zmianie świadomości. To tutaj wszystko się zaczyna i kończy. A póki co serdecznie zapraszam do rundy drugiej lub na priv: letmillennialsspeak@gmail.com


1. GASTRONOMICZNY BURDEL 


2. STRACIŁAM WIARĘ


3. CO STOJĄCE, JEST PODNIECAJĄCE


4. KOŚCIÓŁ KATOLICKI TO SEKTA?


5. MARKETING PRAWDY 


6. GUESS WHO AM I


7. REKRUTER I KANDYDAT W JEDNYM CIELE


8. ZASADY RZĄDZĄCE ŚWIATEM


9. JESTEM EMPATĄ


10. ZOSTAŁEŚ ZMANIPULOWANY


11. TEST NA BYCIE MĘŻEM


12. TO THE CRAZY ONES

14. OPOWIEŚĆ O CZŁOWIECZEŃSTWIE


15. IZOTRETYNOINA A DEPRESJA


16. EKONOMIA MIŁOŚCI - recenzja


17. TYLKO NIE MÓW NIKOMU


18. BIOGRAFIA ELONA MUSK'A - RECENZJA


19. SAPIENS (OD ZWIERZĄT DO BOGÓW) - RECENZJA


20. 10 PRZYKAZAŃ - CZY TO MA SENS?


21. MOJE FAZY MANII - OBJAWY


22. OBALAM 8 BŁOGOSŁAWIEŃSTW?


23. MOJE FANTAZJE


24. ŻYCIE TO SINUSOIDA


25. HOMO DEUS  - Yuval Noah Harari - RECENZJA


26. PRZYJEMNOŚĆ DLACZEGO LUBIMY TO, CO LUBIMY






Komentarze

Popularne posty