SAPIENS (OD ZWIERZĄT DO BOGÓW) - RECENZJA




Akurat wracałam z galerii handlowej, kiedy zadzwoniła do mnie teściowa. Tak się zagadałyśmy, że musiałam usiąść na ławce przed Empikiem. Nagle moją uwagę przykuła książka "Sapiens. Od zwierząt do bogów" (Yuval Noah Harari). Zerknęłam do środka i już była moja. Dawno żadna pozycja nie dała mi tyle satysfakcji (nie licząc kilku seksualnych... ;)). Nareszcie moje niektóre "tezy" dotyczące życia znalazły swoje potwierdzenie. Nie chcę pisać standardowej recenzji, bo ta historia jest tak mądra i dobrze opowiedziana, że chcę ją po prostu zacytować. Gdyby jednak ktoś chciał dokładnie dowiedzieć się, czego może spodziewać się po wnętrzu, zapraszam do szczegółowego opisu, jaki znalazłam na Blowminder.com:


"(...) Tak jak ludzie nie zostali nigdy stworzeni, tak też w świetle nauk biologicznych - nie ma żadnego "Stwórcy", który ich czymś "obdarza". Istnieje tylko ślepy proces ewolucji, pozbawiony jakiegokolwiek celu, prowadzący do rodzenia się osobników. "Stwórca obdarzył ich" należy po prostu przetłumaczyć jako "urodzili się".

Co dalej? "Prawa". W biologii nie ma czegoś takiego jak prawa. Są tylko organy, zdolności i cechy. Ptaki latają nie dlatego, że mają prawo latać, ale dlatego, że mają skrzydła. Nie jest też prawdą, że organy zdolności i cechy są "nienaruszalne". Wiele z nich podlega nieustającym mutacjom i z czasem może ulegać całkowitemu zanikowi. Struś jest ptakiem, który zatracił zdolność latania. Dlatego też "nienaruszalne prawa" wypada oddać jako "zmienne cechy". A jakie to cechy wyewoluowały w ludziach? Na pewno "życie". Ale "wolność"? W biologii nie ma czegoś takiego. Wolność, tak samo jak równość, prawa i spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, została przez ludzi wymyślona i istnieje tylko w ich wyobraźni. Z biologicznego punktu widzenia pozbawione logiki jest twierdzenie, że w społeczeństwach demokratycznych ludzie są wolni, a w dyktaturach są niewolni. A co ze "szczęściem"? Jak dotąd badania biologiczne nie zdołały sformułować jasnej definicji ani metody obiektywnego mierzenia szczęścia. Większość biologów uznaje tylko istnienie przyjemności, która jest łatwiejsza do zdefiniowania i zmierzenia. Wobec czego "życie, wolność i swoboda ubiegania się o szczęście" należy przetłumaczyć jako "życie i swoboda ubiegania się o przyjemność".

W przekładzie na język biologii omawiany ustęp z amerykańskiej Deklaracji niepodległości zabrzmi więc następująco:

Uważamy następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie wyewoluowali w odmienny sposób, że rodzą się z określonymi zmiennymi cechami, że w skład tych cech wchodzi życie i swoboda ubiegania się o przyjemność.

U zwolenników równości i praw człowieka takie rozumowanie może wywołać oburzenie. Zapewne odpowiedzą na to w ten sposób: "Wiemy, że ludzie nie są równi pod względem biologicznym! Ale jeśli będziemy wierzyć, że wszyscy są w istocie równi, to staniemy się zdolni do tworzenia stabilnego i szczęśliwego społeczeństwa. Lepiej zatem by było, gdybyśmy w to wierzyli." Nie mam na to żadnego kontrargumentu. to właśnie rozumiem przez "porządek wyobrażony". Wierzymy w jakiś porządek nie dlatego, że jest obiektywnie prawdziwy, ale dlatego, że wierzenie weń umożliwia nam owocną współpracę i budowanie lepszego społeczeństwa. Porządki wyobrażone nie są niecnymi spiskami ani czczymi mrzonkami. (...)"

"(...) Dla odmiany stawanie się mężczyzną czy kobietą to niebywale skomplikowane i wymagające przedsięwzięcie. Ponieważ większość atrybutów męskości i kobiecości ma charakter kulturowy, a nie biologiczny, żadne społeczeństwo nie pasuje automatycznie każdego samca na mężczyznę ani każdej samicy na kobietę. A powyższe tytuły nie są też laurami, na których można by spocząć, raz je otrzymawszy. Samce muszą dawać dowód swojej męskości przez cały czas, przez całe życie, od kołyski po grób, w nieprzerwanym paśmie rytuałów i działań. Praca kobiety też nigdy się nie kończy - musi stale przekonywać samą siebie i innych, że jest dostatecznie kobieca. Sukces nie jest gwarantowany. Zwłaszcza mężczyźni żyją w ciągłym strachu przed utratą tytułu do męskości. Na przestrzeni dziejów zawsze byli gotowi ryzykować, a nawet poświęcać swoje życie po to tylko, by ludzie mówili o nich "oto prawdziwy mężczyzna!". (...)

"(...) W ciągu 300 lat, jakie upłynęły od ukrzyżowania Chrystusa do nawrócenia cesarza Konstantyna, politeistyczni cesarze Rzymu podjęli zaledwie cztery akcje prześladowania chrześcijan. Na własną rękę represje wszczynali lokalni administratorzy i namiestnicy. Mimo to, jeśli policzymy ofiary wszystkich tego rodzaju szykan, okazuje się, że przez trzy stulecia politeistyczni Rzymianie zabili co najwyżej kilka tysięcy chrześcijan. Z kolei na przestrzeni kolejnych 1500 lat chrześcijanie wymordowali miliony innych chrześcijan w obronie nieznacznie odmiennych wykładni religii miłości i współczucia. (...)"

"(...) Dualizm to pogląd nader atrakcyjny , udziela bowiem krótkiej i prostej odpowiedzi na sławny problem zła, jedną z fundamentalnych kwestii zaprzątających myśl ludzką. "Dlaczego na świecie istnieje zło? Skąd bierze się cierpienie? Dlaczego dobrych ludzi spotykają złe rzeczy?" Monoteiści muszą mocno się nagimnastykować, by wyjaśnić, dlaczego wszechwiedzący, wszechmocny i nieskończenie dobry Bóg pozwala na to, by na świecie było tyle cierpienia. Znane wytłumaczenie głosi, że taki stan rzeczy jest następstwem wolnej woli, jaką Bóg obdarzył człowieka. Gdyby nie było zła, ludzie nie mogliby wybierać między dobrem a złem, a więc nie byłoby wolnej woli. Odpowiedź ta kłóci się wszak z intuicją i natychmiast rodzi całą masę nowych pytań. Wolna wola pozwala ludziom wybierać zło. Wielu istotnie wybiera zło i w myśl zwyczajowej monoteistycznej logiki wybór ten musi pociągnąć za sobą boską karę. Skoro Bóg z góry wiedział, że jakaś osoba wykorzysta swą wolną wolę do wybrania zła i że w konsekwencji zostanie z tego tytułu ukarana piekielnymi mękami, to dlaczego ją w ogóle stworzył? Teologowie napisali niezliczone mnóstwo książek, starając się dociec odpowiedzi na podobne pytania. Dla jednych ich wyjaśnienia są przekonujące, dla innych nie. Nie sposób wszak zaprzeczyć, że problem zła daje się monoteistom mocno we znaki.
Dla dualistów to bułka z masłem. Złe rzeczy przydarzają się także dobrym ludziom, ponieważ świat nie jest rządzony przez wszechwiedzącego, wszechpotężnego i bezbrzeżnie dobrego Boga. Na świecie grasuje suwerenna zła moc. Siła ta czyni zło. Powyższe wyjaśnienie jest tak proste i tak sugestywne, że często przemawia nawet do monoteistów. Niezliczone zastępy chrześcijan, muzułmanów i Żydów wierzą w potężną złą siłę - w rodzaju tej, którą chrześcijanie zwą diabłem bądź szatanem - zdolną działać samodzielnie, walczyć z dobrym Bogiem i szerzyć spustoszenie bez boskiego pozwolenia. Niezliczone zastępy chrześcijan, muzułmanów i Żydów posunęły się nawet do tego, by wyobrazić sobie, że dobry Bóg potrzebuje naszej pomocy w walce z szatanem. Jak monoteista jest w stanie stawać na gruncie podobnych dualistycznych wierzeń? Logicznie to jest nie do pogodzenia. Albo wierzymy w jednego wszechmocnego Boga, albo wierzymy w dwie przeciwstawne siły, z których żadna nie jest wszechpotężna. Ludzie mają wszak cudowną skłonność do dawania wiary sprzecznościom. Nie powinno więc dziwić, że miliony pobożnych chrześcijan, muzułmanów i Żydów potrafiły jednocześnie wierzyć we wszechmocnego Boga i suwerennego szatana. (...) A zatem dualiści dobrze sobie radzą z objaśnianiem problemu zła, ale nie potrafią rozgryźć problemu ładu. Monoteiści zgrabnie tłumaczą problem ładu, ale nie mają wytłumaczenia dla problemu zła. Łamigłówkę tę można rozwiązać tylko i wyłącznie za pomocą twierdzenia, że istnieje jeden wszechmocny Bóg, który stworzył cały świat, i że ów Bóg jest zły. Historia jednak nie zna nikogo, kto poważyłby się na taką deklarację (...)".

I tutaj odsyłam do moich rozważań na temat koncepcji dobra i zła:

"(...) Etyka kapitalistyczna i etyka konsumpcjonizmu to dwie strony medalu, a etyka kapitalistyczno-konsumpcjonistyczna stanowi połączenie dwóch nakazów. Najwyższym nakazem bogatych jest "inwestuj". Najwyższym nakazem całej reszty jest "kupuj".

Etyka kapitalistyczno-konsumpcjonistyczna jest rewolucyjna także pod innym względem. Większość wcześniejszych systemów etycznych stawiała ludziom wysokie wymagania. Obiecywała im raj, ale pod warunkiem, że będą okazywać współczucie i tolerancję, przezwyciężać pragnienia i złość oraz powściągać egoistyczne dążenia. Dla większości ludzi poprzeczka była zawieszona zbyt wysoko. Historia etyki jest niezbyt pokrzepiającą opowieścią o wzniosłych ideałach, którym nikt nie był w stanie sprostać. Większość chrześcijan nie potrafiła naśladować Chrystusa, większość buddystów nie umiała wcielać w życie nauki Buddy, większość konfucjonistów przyprawiłaby Konfucjusza o palpitacje.

Tymczasem olbrzymia część współczesnych z powodzeniem urzeczywistnia ideał kapitalistyczno-konsumpcjonistyczny. Ta nowa etyka obiecuje raj, pod warunkiem że bogaci w dalszym ciągu będą kierować się chciwością i oddawać się wydawaniu pieniędzy, a masy będą folgować swoim pragnieniom i namiętnościom podczas nieustających zakupów. To pierwsza w dziejach religia, w której wyznawcy naprawdę czynią to, czego się od nich wymaga. Lecz skąd mamy wiedzieć, że w nagrodę rzeczywiście dostąpimy nieba? Z telewizji. (...)"

A tu odsyłam do mojego posta, w którym totalnie zgrałam się z Hararim. 
Nie powiem, napawa mnie to dumą... ;):


to poniżej, to już część moich słów:

Mam kilka luźnych tematów, które chciałam poruszyć od kilku tygodni. Pierwszy z nich to zjawisko, które coraz bardziej wydaje mi się prawdziwe. Mamy na świecie nową, bardzo prężnie rozwijającą się religię. Chodzi mi o konsumpcjonizm, w którym wyznawcami są ludzie w różnym wieku, a bogiem sprzedawcy wspomagani ludźmi od marketingu. Żyjemy od promocji, do wyprzedaży, od czarnego piątku, do depresyjnego poniedziałku okraszonego zniżkami w sklepach. Niby nic złego, bo dlaczego niby mielibyśmy sobie nie kupować rzeczy, skoro nas na nie stać i mamy już prawie na całym świecie ogromny wybór. Osobiście marzę o sklepach z ograniczonym wyborem. Mam dość miliona produktów w Rossmanie czy Piotrze i Pawle. (...)


I ostatni fragment z książki Yuvala, który według mnie jest wart zacytowania w całości:

"(...) Jedne urządzenia klimatyzacyjne ustawione są na 25 stopni Celsjusza, inne na 18. Urządzenia regulujące temperaturę naszego szczęścia także różnią się w zależności od człowieka. W skali od 1 do 10 niektórzy rodzą się z "pogodnym" układem biochemicznym, który pozwala ich nastrojowi oscylować w przedziale 6-10, z czasem stabilizując się na poziomie 8. Takie osoby są całkiem szczęśliwe nawet wówczas, kiedy mieszkają w wielkim obcym mieście, tracą wszystkie pieniądze w wyniku krachu giełdowego albo dowiadują się, że są chore na cukrzycę. Inni z kolei są obciążeni "ponurą" konstytucją biochemiczną rozpiętą między wartościami 3 i 7 i stabilizującą się na poziomie 5. Taka pesymistycznie usposobiona osoba jest przygnębiona nawet wówczas, gdy ma wsparcie zwartej wspólnoty, wygrywa milion na loterii i cieszy się zdrowiem godnym olimpijczyka. Nawet jeśli nasz ponury przyjaciel rankiem wygra 50 milionów dolarów, w południe odkryje lek na AIDS i raka, popołudniem zaprowadzi pokój między Izraelem i Palestyną, a wieczorem odnajdzie własne dziecko, które zaginęło wiele lat temu - to i tak nie będzie w stanie doświadczać szczęścia na poziomie większym niż 7 w naszej skali. Mózg takiej osoby po prostu nie jest stworzony do przeżywania większej radości. (...) Osoby urodzone z przewagą "pogodnych" procesów biochemicznych na ogół są szczęśliwe i zadowolone z życia. Są bardziej atrakcyjnymi kandydatami na małżonków i co za tym idzie, mają większe szanse na zawarcie związku małżeńskiego.(...)"



I tu zakończę, bo jeszcze chwila, a przepiszę całą tę genialną według mnie książkę.
Mam nadzieję, że ten post zachęci Was do przeczytania "Sapiens. Od zwierząt do bogów" a ja od jutra zabieram się za "Homo Deus. Krótka historia jutra".

Pozdrawiam
Generation Y



P.S.

Powiem Wam, że chciałabym, aby ktoś mnie regularnie "bzykał oczami". Chodzi mi o to, że póki co z większością moich teksów uprawiam "gałkowy onanizm". Jest on bardzo przyjemny, ale ja chętnie podziele się swoimi myślami przelanymi na bloga z innymi. Z tymi, co myślą podobnie i z tymi, co całkiem inaczej. Zawsze można się czegoś nauczyć, bo onanizm na dłuższą metę jest podobno szkodliwy. Jednocześnie dziękuję wszystkim, którzy wytrwale "bzykają się" z moimi tekstami i w większości z tego stosunku są zadowoleni! Na pewno nie jest to łatwe zbliżenie. Ba, to w większości jest sado-maso okraszone nutką romantyzmu. Tym bardziej - doceniam!

Ostatni miesiąc przyniósł mi ponad 1000 wyświetleń (stety bądź nie, głównie post związany z lekami na pryszcze), ale idzie ku lepszemu. W przeciągu roku moje "pozablogowe" wypociny i ryciny zostały docenione zarówno w postaci drukowanej książki jak i na łamach jednego z większych polskich tygodników. Szał ciał, kasę mam dzięki cudownemu i pracowitemu Mężowi, więc głównie zależy mi na zmianie świadomości. To tutaj wszystko się zaczyna i kończy. A póki co serdecznie zapraszam do rundy drugiej lub na priv: letmillennialsspeak@gmail.com


1. GASTRONOMICZNY BURDEL 


2. STRACIŁAM WIARĘ


3. CO STOJĄCE, JEST PODNIECAJĄCE


4. KOŚCIÓŁ KATOLICKI TO SEKTA?


5. MARKETING PRAWDY 


6. GUESS WHO AM I


7. REKRUTER I KANDYDAT W JEDNYM CIELE


8. ZASADY RZĄDZĄCE ŚWIATEM


9. JESTEM EMPATĄ


10. ZOSTAŁEŚ ZMANIPULOWANY


11. TEST NA BYCIE MĘŻEM


12. TO THE CRAZY ONES

14. OPOWIEŚĆ O CZŁOWIECZEŃSTWIE


15. IZOTRETYNOINA A DEPRESJA


16. EKONOMIA MIŁOŚCI - recenzja


17. TYLKO NIE MÓW NIKOMU


18. BIOGRAFIA ELONA MUSK'A - RECENZJA


19. SAPIENS (OD ZWIERZĄT DO BOGÓW) - RECENZJA


20. 10 PRZYKAZAŃ - CZY TO MA SENS?


21. MOJE FAZY MANII - OBJAWY


22. OBALAM 8 BŁOGOSŁAWIEŃSTW?


23. MOJE FANTAZJE


24. ŻYCIE TO SINUSOIDA


25. HOMO DEUS  - Yuval Noah Harari - RECENZJA


26. PRZYJEMNOŚĆ DLACZEGO LUBIMY TO, CO LUBIMY





Komentarze

Popularne posty