STRACIŁAM WIARĘ



STRACIŁAM WIARĘ I...BARDZO MI Z TYM DOBRZE!

W ostatnim poście napisałam, że przy okazji kolejnej dawki leku na trądzik - straciłam wiarę.
Miało to miejsce dokładnie 6 grudnia, kiedy musiałam skłamać dziecko w żywe oczy, że tak - Święty Mikołaj naprawdę istnieje i w nocy przyniesie prezenty... Nagle do mnie dotarło, że najprawdopodobniej i my jesteśmy ofiarami kłamstwa, ale nieco większego kalibru niż Mikuś.

Tym kitem wciskanym nam od pokoleń, od dziecka jest...wiara w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Nagle poczułam dosłownie, jak coś ze mnie ulatuje. Zrobiło mi się lżej, poczułam się wolna i szczęśliwa... Od zawsze byłam osobą bardzo wierzącą i religijną. Nie do przesady, ale na pewno bardziej niż większość moich znajomych, czy członków rodziny. Pamiętam, jak przeżywałam, że bardzo bliskie mi osoby nie chodziły do kościoła. Ile rozmów przeprowadziłam, żeby się nawróciły... Pamiętam też, że im byłam starsza, tym więcej rzeczy mi się nie kleiło w naszej religii.
Zawsze mnie zastanawiało - po co Jezus przyszedł nas zbawić i od czego? Kto mu kazał? Szatan? Czy on słuchał się Szatana? A może jego Ojciec? Jeśli tak, no to zajebisty Tatuś musi z niego być, skoro każe umierać Jedynemu w imię grzesznej reszty... Kiedyś stałam do spowiedzi (jak zwykle szczerej i pełnej łez! SIC!) - taka myśl mi przyszła, że gdybym chciała kogoś zmanipulować, to takie wyznawanie grzechów w imię zbawienia to zajebista sprawa. No lepiej tego chyba żadna religia nie wymyśliła! :)

A propos grzechu. Tak sobie odpoczywałam w gronie rodziny w ostatnie Święta Wielkanocne (z przyzwyczajenia piszę wielkimi literami) i myślałam. I nagle dotarło do mnie, że sprawa jest jeszcze grubsza niż się wydaje. Wiecie co? I teraz uwaga...- nie ma czegoś takiego, jak GRZECH. To jest kolejny sposób na zmanipulowanie głupiego ludu! Jeśli wmówię Ci, że grzech istnieje, to zaczniesz się bać. Jak wmówię Ci, że przez grzechy pójdziesz do piekła, to zaczniesz się mnie słuchać. A jak Ci wmówię, że za wiarę w Jezusa Chrystusa i wyznawanie grzechów - pójdziesz do nieba - zostaniesz katolikiem! Wiecie za to, w co wierzę, że jest? Jest życie. Tego jestem pewna. Jest śmierć. Są narodziny i jest zabijanie. Jest noc i jest dzień. Jest kolor biały i czarny. Jest wierność i są zdrady. Jest miłość i jest nienawiść. Są dźwięki wesołe i dźwięki smutne. To wszystko po prostu jest. Mam wątpliwość tylko, co do tego, czy jest DOBRO i ZŁO. Czy to też przypadkiem nie jest fikcja stworzona przez samych ludzi, a w szczególności przez religię, żeby jakoś poukładać sobie to życie i łatwiej manipulować ludźmi. No bo niby kiedy ustanowiono i kto to zrobił, co jest dobre, a co złe? Ja poza nieklejącą się kupy historyjką o Adamie i Ewie - nie kojarzę żadnych faktów.

Wszystko po prostu jest. Wszystko ma swoje źródła i konsekwencje i zarówno jedne jak i drugie mogą być dla nas lub otoczenia - przyjemne, bądź też nieprzyjemne. Dobre lub złe? Ja bym raczej określiła jako dające szczęście lub nieszczęście. Powiem więcej, wszystko, co się dzieje na tym świecie ma sens. Jest to okropne jeśli pomyśli się w kontekście cierpienia, ale szczęście nie mogłoby istnieć, gdybyśmy nie wiedzieli, że jest też cierpienie. I tu burzy mi się koncepcja Nieba i Raju.
Próbowaliście kiedyś nic nie robić przez dzień, dwa lub tydzień? Nie przez chorobę, a z własnej woli? Ja ostatnio doświadczyłam stanu, w którym dosłownie było mi ZA DOBRZE! Miałam wszystko, o czym może sobie zamarzyć kobieta (zdrowie, dzieci, męża, kasę, wygląd, średnio wymagającą pracę, wakacje, dom, ogród, rodzinę, znajomych, panią do sprzątania i do gotowania). Pomyślicie teraz - ALE CZAAAD! Normalnie Księżna Kate.

A ja Wam powiem - obrzydlistwo! Po pracy, poza pilnowaniem dzieci nie musiałam robić dosłownie NIC! Mogłam spać, czytać, spacerować, obijać się lub bawić z dziećmi. Dramat! Tak nieszczęśliwa i zdołowana nie czułam się nigdy! Żadnych obowiązków, wymagającej pracy, utrapień...to był istny horror! Dziś jest już lepiej. Zrezygnowałam z roboty, która oprócz kasy nie dawała mi spełnienia, zrezygnowałam z pani do pomocy w domu i ODŻYŁAM! Jestem urobiona, ale SZCZĘŚLIWA!
Kładę się spać z poczuciem spełnienia i radości. I wiecie, co to daje mi do myślenia?
Że niebo, które przedstawia nam Kościół (nie będziemy musieli pracować, nie będziemy odczuwali głodu, pragnień, nie będzie zła...) to istna ściema! Ja chcę się czuć zmęczona, żeby się napracować i być szczęśliwą! Ja chcę odczuwać głód, żeby mieć motywację do zrobienia pysznego obiadu! Ja chcę odczuwać różne pragnienia, bo tylko wtedy wiem, że naprawdę ŻYJĘ! (God damn! Mi się wtedy nawet na shopping nie chciało iść :)!!!)

I tak na zakończenie, ostatnio na Discovery Channel obejrzałam dwa odcinki o Biblii.
Utwierdziłam się tylko w tym, że Jezus, to bidulek, który był projekcją marzeń i lęków ludzi, którzy poważnie cierpieli z głodu i niewoli. Ludzi, którym pozostała tylko nadzieja, że KTOŚ przyjdzie i ich uratuje! Przeczytajcie sobie dziś raz jeszcze 10 przykazan bożych. Dla mnie jest to nic innego, jak spis przykazań podstarzałego faceta, który swoje już w życiu przeżył i zobaczył (zabójstwa, głód, zdradę, zazdrość itp). Zastanówcie się, czy sami nie napisalibyście w 10 punktach nieco bardziej sensownych rzeczy, aby ludzie byli szczęśliwi i żyli "dobrze"...

Do dokończenia tego tekstu natchnął mnie wpis Mamy Marka:

Bardzo jej za to dziękuję! Nareszcie nie czuję się totalnym odludkiem i dziwolągiem.
Ja po prostu dużo myślę. Samodzielnie i z pełną konsekwencją tych myśli.

Wiem jeszcze tylko jedno i ośmielę się to powiedzieć. Wiara (akurat wtedy w Boga i w Jezusa) uzdrowiła mnie fizycznie dwukrotnie. Dziś myślę, że po prostu duża wiara w cokolwiek, ale taka autentyczna - działa cuda. To jest genialne i tego Wam wszystkim szczerze życzę!

Napisz do mnie, jeśli masz pytania. Jeśli chcesz mnie hejtować za ten wpis, też napisz.
Jestem na to gotowa: letmillennialsspeak@gmail.com

Pozdrawiam
Generation Y



P.S.

Powiem Wam, że chciałabym, aby ktoś mnie regularnie "bzykał oczami". Chodzi mi o to, że póki co z większością moich teksów uprawiam "gałkowy onanizm". Jest on bardzo przyjemny, ale ja chętnie podziele się swoimi myślami przelanymi na bloga z innymi. Z tymi, co myślą podobnie i z tymi, co całkiem inaczej. Zawsze można się czegoś nauczyć, bo onanizm na dłuższą metę jest podobno szkodliwy. Jednocześnie dziękuję wszystkim, którzy wytrwale "bzykają się" z moimi tekstami i w większości z tego stosunku są zadowoleni! Na pewno nie jest to łatwe zbliżenie. Ba, to w większości jest sado-maso okraszone nutką romantyzmu. Tym bardziej - doceniam!

Ostatni miesiąc przyniósł mi ponad 1000 wyświetleń (stety bądź nie, głównie post związany z lekami na pryszcze), ale idzie ku lepszemu. W przeciągu roku moje "pozablogowe" wypociny i ryciny zostały docenione zarówno w postaci drukowanej książki jak i na łamach jednego z większych polskich tygodników. Szał ciał, kasę mam dzięki cudownemu i pracowitemu Mężowi, więc głównie zależy mi na zmianie świadomości. To tutaj wszystko się zaczyna i kończy. A póki co serdecznie zapraszam do rundy drugiej lub na priv: letmillennialsspeak@gmail.com


1. GASTRONOMICZNY BURDEL 


2. STRACIŁAM WIARĘ


3. CO STOJĄCE, JEST PODNIECAJĄCE


4. KOŚCIÓŁ KATOLICKI TO SEKTA?


5. MARKETING PRAWDY 


6. GUESS WHO AM I


7. REKRUTER I KANDYDAT W JEDNYM CIELE


8. ZASADY RZĄDZĄCE ŚWIATEM


9. JESTEM EMPATĄ


10. ZOSTAŁEŚ ZMANIPULOWANY


11. TEST NA BYCIE MĘŻEM


12. TO THE CRAZY ONES

14. OPOWIEŚĆ O CZŁOWIECZEŃSTWIE


15. IZOTRETYNOINA A DEPRESJA


16. EKONOMIA MIŁOŚCI - recenzja


17. TYLKO NIE MÓW NIKOMU


18. BIOGRAFIA ELONA MUSK'A - RECENZJA


19. SAPIENS (OD ZWIERZĄT DO BOGÓW) - RECENZJA


20. 10 PRZYKAZAŃ - CZY TO MA SENS?


21. MOJE FAZY MANII - OBJAWY


22. OBALAM 8 BŁOGOSŁAWIEŃSTW?


23. MOJE FANTAZJE


24. ŻYCIE TO SINUSOIDA


25. HOMO DEUS  - Yuval Noah Harari - RECENZJA


26. PRZYJEMNOŚĆ DLACZEGO LUBIMY TO, CO LUBIMY







Komentarze

Popularne posty