MOJE FAZY MANII - objawy


MOJE FAZY MANII - objawy


Co jakiś czas szukam w internecie ludzi chorych na CHAD (choroba afektywna dwubiegunowa, dwubiegunówka). Ciekawią mnie bardzo ich fazy manii. Mam już trochę dość naukowych opisów, wolę poczytać o prawdziwych przypadkach. Przyznam szczerze, że czuję się bardzo samotnie w tej swojej chorobie. Myślę, że mogę już tak o niej pisać, czy to cyklofrenia, czy CHAD - łatwo nie jest. Zmagam się z tym już od 3 lat. Głównie miałam fazy manii (myślę, że co najmniej 3), chociaż podejrzewałam też kilka razy lekką depresję.

Jedno i drugie jest bardzo męczące. Idzie jesień, trochę się obawiam, bo zazwyczaj w tym czasie zamieniam się w maniaka. Jeśli znowu to nastąpi, popłaczę się jak dziecko...Mam dość ;(((.
Od listopada 2018 roku brałam Zolafren i Lamitrin. Przytyłam w miesiąc jakieś 5 kg. Około czerwca 2019 lekarka pozwoliła stopniowo odstawiać ten pierwszy lek i na obecną chwilę (mamy końcówkę września) lecę już na samym Lamitrinie (100 rano i 200 wieczorem). Póki co jest dobrze. Dzisiaj chcę opisać, co mniej więcej działo się ze mną podczas tych trzech faz manii oraz w trakcie lekkiej depresji.

1) O tej pierwszej w moim życiu pisałam już trochę poście:

W sumie, to nie wiem, kiedy ta faza się zaczynała. Wiem, że miałam błysk psychologiczny (moment, kiedy człowiekowi wszystko się zmienia, kiedy nagle dociera do niego coś, co było oczywiste od lat, ale teraz nabrało innego wymiaru). Dotyczyło to mojej babci, ale o tym też już pisałam w innym poście: https://testmillennials.blogspot.com/2017/11/zostaes-zmanipulowany-dzisiaj-porusze.html

Wszyscy dookoła, uważali jest spoko kobietą, ja jako dziecko byłam sprytnie manipulowana, więc myślałam tak, jak pasowało to mojej mamie, czyli nie najlepiej. Szkoda. Żałuję dziś straconego czasu, bo dosłownie dwa miesiące po moim "odkryciu" babcia zmarła :(((. Ciężko jest mi opisać dokładnie to, co działo się potem, więc zrobię to od równoważników zdań:

- pracuję jak nakręcona, momentami robię się bardzo despotyczna,
- mam wrażenie, że jestem w stanie zrobić wszystko (moje CV jest naprawdę imponujące, wręcz "nienormalne" ;)),
- coraz więcej gadam, głównie z kolegą z pracy i moim tatą,
- bardzo mocno analizuję mój poprzedni, dziwny, 9-letni związek z innym mężczyzną,
- nagle wkręcam sobie, że mój szef jest - uwaga - zbawicielem
- podejmuję ryzykowne decyzje finansowe (chcę odkupić część firmy, która nie rokuje dobrze na przyszłość)
- wkręcam sobie, że mój mąż jest zły i wyrachowany,
- idę do prawnika, żeby złożyć pozew rozwodowy (jakiś idiota był z niego, bo nawet nie miałam argumentów do takich decyzji, a on jeszcze bardziej nakręcił mnie na rozstanie),
- nie śpię jedną noc, mało jem
- nie śpię drugą noc, mało jem, pracuję do późna w nocy, ok 2.00 zabieram laptopa i jedno dziecko.
- zamykam się w pokoju na klucz, mąż się orientuje i z płaczem próbuje otworzyć drzwi
- ja nakręcona że właśnie ma miejsce koniec świata wypisuję swoje wizje w poście na FB
- dzwonię do moich pracowników, serce mało mi nie wyskoczy ze strachu, że mój mąż za chwile zadźga mnie nożem
- dzwonię do przyjaciółki, do ojca, drę się w niebogłosy, dziecko płacze obok mnie przerażone
- przyjeżdża policja, bo jeden ze znajomych uwierzył w moje teksty o zagrożeniu życia
- przybiega moja mama, wspólnie wyważają drzwi, dokładnie w momencie, gdy miałam brać dziecko na ręce i skakać z okna (1 piętro), aby uratować swoje życie!
- dziwię się na maksa, że nikt mnie nie zabija tylko tuli do siebie
- świat co chwilę wywraca mi się do góry nogami
- moja faza manii przeistacza się w gadanie jak katarynka, mam mega gonitwę myślę, rodzina ogarnia jakąś panią psycholog. Chwilę odsypiam te dwie noce. O dziwo, każdy chce ze mną gadać (choć nie powinno się w takim stanie!)
- wracam do różnych historii z przeszłości, bardzo często zadaję pytanie "dlaczego", sporo mi się rozjaśnia na temat mojej rodziny,
- dużo piszę, ogólnie na temat dobra i zła oraz różnych emocji. Ogólnie mam takie wnioski, że "co za dużo, to nie zdrowo". Dotyczy to zarówno tych dobrych, jak i teoretycznie złych emocji.
- dostaję tak silne leki, że rano ledwo się budzę, cała zaśliniona (przesłodki widok ;))
- dziwię się na maksa, że kilka tabletek jest w stanie podziałać na mój mózg, na psychikę, ale faktycznie po paru dniach i miesiącach widzę znaczne polepszenie
- to chyba tyle, a nie - jeszcze pamiętam, że dwa razy słyszałam jakieś diabelskie głosy.
Raz idąc przez miasto, a raz leżąc w łóżku. Myślę, że momentami naprawdę zachowywałam się, jak wariatka. Weszłam nawet do pustego kościoła czekając na znaki dla "nowego Zbawiciela".
- ogólnie widzę zawsze w tych fazach jakieś znaki (a to znak ryby na paznokciu, a to imiona bliskich identyczne jak u Apostołów itp.)

2) kolejna faza miała również miejsce około jesieni, była na szczęście znacznie łagodniejsza
Tak całkiem nagle straciłam wiarę w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.

Co najmniej jakbym miała kolejny błysk psychologiczny. Zawsze bardzo interesowała mnie nasza religia katolicka. Jednak nie do końca mi się to wszystko spinało. Po kiego grzyba ktokolwiek miałby kogokolwiek od czegokolwiek zbawiać? Jest jak jest. Ktoś kto stworzył ten świat, wiedział, co na nim będzie się działo. W ogóle dotarło do mnie też parę lat temu, że nie ma czegoś takiego jak grzech. Są po prostu różne czyny, różne myśli, które wynikają z masy różnych czynników i mają jeszcze więcej skutków. W zależności od perspektywy oceniającego - są one przyjemne, bądź nie. Myślę, że rzadko cokolwiek na tym świecie jest neutralnego. Zawsze gdzieś przybywa, a gdzieś indziej ubywa, jeśli ktoś zyskuje, to ktoś inny traci. Dlaczego tak jest? Myślę, że po prostu - aby nie było nudno, aby coś się działo, żeby dochodziło do rozwoju, a także do upadku. Do wyciągania wniosków i do tworzenia czegoś nowego, lepszego i bardziej dojrzałego. Uważam, że świat jest stworzony, a przynajmniej nasza galaktyka, na bazie konkretnych zasad. Są one stałe i niezmienne (przynajmniej narazie). Myślę że działają one zarówno w skali mikro, jak i makro. Porównałabym je wszystkie bardzo mocno do ekonomii lub do braku ekonomii (dlatego tak bardzo polecam książkę Ekonomia miłości!) Chodzi mi zarówno o relacje damsko-męskie, rodzicielskie, giełdowe, biznesowe, występujące w naturze, a także te międzyplanetarne. Wszystko jest sprzężone, ma na siebie ogromny wpływ w zależności od odległości i...masy (energii).  O niektórych zasadach pisałam już w postach:





3) moja ostatnia faza manii też była ciekawa, chociaż już mocniejsza niż ta druga. Opiszę ją również w równoważnikach.
- od roku chodzę do pani psycholog, piszę list do mojej starej "miłości". Taka forma autoterapii, gdy coś jest niezakończone i w nas siedzi. Ryczę jak bóbr. Mocno mnie to dotyka.
- wpadam na genialny pomysł, żeby za 4 dni polecieć jakieś 1000 km poza dom, na weekend do mojej dalszej rodziny, do miejsca, w którym przyszłam na świat
- bagatelizuję fakt, że dokładnie 7 dni wcześniej czuję się kiepsko psychicznie o czym tym razem mówię rodzinie. Są podłamani. Śpię bez przerwy jakieś 15 godzin.
- czuję się na tyle dobrze, że dwóch lekarzy stwierdza, że spokojnie mogę lecieć w podróż (swoją drogą niektórzy psychiatrzy i psycholodzy są jacyś jebnięci!) Coś o tym wiem, więc mówię ;)
- po przylocie non stop gadam z przyjaciółką, spędzamy ze sobą praktycznie cały weekend
- gadam oczywiście jak katarynka, dużo filozofuję
- nie śpię pierwszą noc, nie śpię drugą noc
- muszę wrócić do kraju, gdyby mnie ciocia nie podwiozła na lotnisko - prawdopodobnie gdzieś bym się podziała i nie wiem, czy bym wróciła
- wyglądam tragicznie, jakby miała depresję, ale czuję w sobie tyle energii i optymizmu, że mogę góry przenosić.
- czuję, że mój mózg zapierdala!
- kreatywność mam level master, wymyślam na przykład takie rzeczy:
- a na lotnisku mam gigantyczną odwagę i kombinuję z kim by tu porozmawiać. Wychodzą z tego takie oto spotkania (z jednym ciemnoskórym z Kongo i jednym kolesiem z Polski).
- jestem w kraju, mąż widzi, że coś ze mną nie halo, ciocia też mu mówiła, że miałam jakieś zawiechy i momentami nie kontaktowałam. Kurcze - może jakby mi oczy się wywracały, krzyczałabym - to każdy od razu orientowałby się, że trzeba ze mną do lekarza! A tak? Naprawdę jest to dla nich na maksa ciężkie! Dla mnie też! Bo ja w połowie jestem świadoma i normalna, a w połowie niekoniecznie. W sumie to momentami lubię ten stan.
- przypomniało mi się jeszcze, że w tym mieście, miałam jakieś manie prześladowcze, bałam się, że jacyś kosmici z czarnej furgonetki chcą mnie porwać. Znowu serce mało mi nie wyskoczyło ze strachu!
- jestem już w domu.
- oglądam z dziecmi bajkę, widzę, że akcja jednej z nich ma miejsce tam, skąd właśnie wróciłam. Dochodzi do ujawnienia się głównego bohatera, czyli do tego samego, co zrobiłam ja w ten weekend- pokazałam bliskim mojego bloga!!
- kolejna bajka - jakiś koleś ma wizje, ma mózg podłączony do jakichś kabli a jego przyjaciele do niego krzyczą, żeby się odłączył i "wrócił na ziemie!"
- aaa jeszcze będąc zagranicą i czytając cioci mojego bloga, a dokładnie fragment o PENISIE z postu o "co stojące, jest podniecające", przechodzi koło naszego auta jakiś zbok i się masturbuje!!
- czujecie ten "zbieg okoliczności"?? Też tak macie, że wasz mózg w fazie manii przyciąga różne dziwne sytuacje??
- wieczorem mam wizję, żeby dzieci posadzić do komputera i dać im wolną rękę. Mówię, do dziecka, żeby znalazło jakąś grę. Klika na pałę i nagle wyskakuje gra Main Kraft. Potem drugiemu dziecku każę też poklikać na pałę. Wyskakuje dziwna przeglądarka i link z napisem (...) Sezamee Street. Niby nic dziwnego. Ale na tym wyjeździe miałam taką śmieszna kurtkę futrzaną, że przyjaciółka ciągle się ze mnie śmieje, że wyglądam jak ptak z ulicy Sezamkowej...
- mam kolejną wizję, że rodzimy się na nowo w brzuchu matki i przez pierwsze 3 lata pamiętamy kim byliśmy przed chwilą, a potem o wszystkim zapominamy,
- pokazuję mężowi i dzieciom standup Abelarda Gizy, on o tym dokładniej mówi
- Wkręciłam sobie, że rozjebałam system i że generalnie chodzi o to, żeby jak najprędzej się rozmnażać, bo wtedy każde pokolenie staje się coraz mądrzejsze i za chwilę odkryjemy dzięki dzieciom wszystkie prawdy świata.
- mam wrażenie, że jacyś kosmici kontaktują się ze mną na FB
- odkryłam kim jestem, tym razem nie byłam zbawicielem, tylko sobą! I tu powinno paść imię i nazwisko, czego oczywiście nie zrobię!
- rodzina przywołuje mnie do porządku, ale już następnego dnia ląduję u psychiatry, znowu biorę leki

I to chyba tyle, oczywiście dzieje się w mojej głowie znacznie więcej, ale nie mam czasu i ochoty wszystkiego opisywać. Jeśli chodzi o fazy depresji. Miałam takie lekkie momenty podczas brania leków, że nic nie chciało mi się robić. Nic nie miało sensu. Brakowało mi energii do życia i gdy patrzyłam na przechodzących ludzi na ulicy, to na maksa zastanawiałam się "skąd oni kurwa mają energię do... chodzenia!". Okropność. Jeśli to jest łagodny stan, to ja nawet nie chcę myśleć, jak czują się ludzie w stanie ostrej depresji. Uspokajam wszystkich - nigdy nie miałam myśli samobójczych, a jeśli takie wystąpią, to obiecuję, że o tym powiem.

Ostatnio słyszałam, że jakaś polska modelka założyła fundację Można Zwariować.

Mam nadzieję, że faktycznie otworzy to dialog w tym średniowiecznym kraju na temat chorób psychicznych i tego, jak sobie z nimi radzić i je rozpoznawać. Mam nadzieję, że mój blog też w tym komuś pomoże. Niezależnie od tego, czy zachorowałam od czterech kuracji izotretynoiną, czy zachorowałam tak po prostu, czy za parę lat mi to po prostu minie. Życzę sobie i Wam wszystkim zdrowia psychicznego!

Pamiętajcie! Życie jest piękne! 
Trzeba tylko brać odpowiednie leki! :))))

Pozdrawiam i zapraszam do kontaktu!
Generation Y


P.S.

Powiem Wam, że chciałabym, aby ktoś mnie regularnie "bzykał oczami". Chodzi mi o to, że póki co z większością moich teksów uprawiam "gałkowy onanizm". Jest on bardzo przyjemny, ale ja chętnie podziele się swoimi myślami przelanymi na bloga z innymi. Z tymi, co myślą podobnie i z tymi, co całkiem inaczej. Zawsze można się czegoś nauczyć, bo onanizm na dłuższą metę jest podobno szkodliwy. Jednocześnie dziękuję wszystkim, którzy wytrwale "bzykają się" z moimi tekstami i w większości z tego stosunku są zadowoleni! Na pewno nie jest to łatwe zbliżenie. Ba, to w większości jest sado-maso okraszone nutką romantyzmu. Tym bardziej - doceniam!

Ostatni miesiąc przyniósł mi ponad 1000 wyświetleń (stety bądź nie, głównie post związany z lekami na pryszcze), ale idzie ku lepszemu. W przeciągu roku moje "pozablogowe" wypociny i ryciny zostały docenione zarówno w postaci drukowanej książki jak i na łamach jednego z większych polskich tygodników. Szał ciał, kasę mam dzięki cudownemu i pracowitemu Mężowi, więc głównie zależy mi na zmianie świadomości. To tutaj wszystko się zaczyna i kończy. A póki co serdecznie zapraszam do rundy drugiej lub na priv: letmillennialsspeak@gmail.com


1. GASTRONOMICZNY BURDEL 


2. STRACIŁAM WIARĘ


3. CO STOJĄCE, JEST PODNIECAJĄCE


4. KOŚCIÓŁ KATOLICKI TO SEKTA?


5. MARKETING PRAWDY 


6. GUESS WHO AM I


7. REKRUTER I KANDYDAT W JEDNYM CIELE


8. ZASADY RZĄDZĄCE ŚWIATEM


9. JESTEM EMPATĄ


10. ZOSTAŁEŚ ZMANIPULOWANY


11. TEST NA BYCIE MĘŻEM


12. TO THE CRAZY ONES

14. OPOWIEŚĆ O CZŁOWIECZEŃSTWIE


15. IZOTRETYNOINA A DEPRESJA


16. EKONOMIA MIŁOŚCI - recenzja


17. TYLKO NIE MÓW NIKOMU


18. BIOGRAFIA ELONA MUSK'A - RECENZJA


19. SAPIENS (OD ZWIERZĄT DO BOGÓW) - RECENZJA


20. 10 PRZYKAZAŃ - CZY TO MA SENS?


21. MOJE FAZY MANII - OBJAWY


22. OBALAM 8 BŁOGOSŁAWIEŃSTW?


23. MOJE FANTAZJE


24. ŻYCIE TO SINUSOIDA


25. HOMO DEUS  - Yuval Noah Harari - RECENZJA


26. PRZYJEMNOŚĆ DLACZEGO LUBIMY TO, CO LUBIMY





Komentarze

Popularne posty